Praca z domu ma wiele zalet. Bez dwóch zdań. Nie stoję w porannych korkach, mogę pracować w dresie, słuchać muzyki jakiej chcę, lub nie słuchać jej wcale. Mogę zrobić pranie w godzinach pracy i wyjąć je ciepłe zanim suszarka zrobi z ciuchów gnieciuchową jesień średniowiecza. Dopisałabym do listy plusów także dostępność w domu w godzinach pracy kurierów i możliwość osobistego odebrania paczki. Ale nie dopiszę, bo dziś, siedząc w dresie przy biurku w salonie odebrałam smsa o nieudanej próbie doręczenia paczki. DHL, niech Cię szlag, nie myśl, że nie znajdę odpowiedniego formularza do zgłoszenia skargi.
Ale praca z domu ma nie tylko zalety. Na przykład nie wymusza ruchu, jakiegokolwiek. Więc kroków dziennie, których i tak robiłam mało, robię mniej. W związku z czym - spacer. Ciemno, brzydko, wieje, pizga złem, ale idę. Śmieci wyniosę, podcastu posłucham, przewietrzę się, niech będzie.
W połowie spaceru decyduję się zajść do biedronki, bo masło się skończyło. A ponieważ spaceruję energicznie to łapię też zdrowy, jednodniowy sok, bo pić się chce. Więc masło i sok. Masło do torebki, a sok wypijam tuż pod sklepem, jak rasowy osiedlowy żul na etacie. Jabłko z ogórkiem, selerem naciowym i pietruszką, w końcu to zdrowy spacer jest. I w ciągu minuty wiem, jak mało ze zdrowiem ma wspólnego. Puchnie mi lewa ręka, cierpnie i swędzi. Po chwili też prawa, a ja zdecydowanie przyspieszam spacerowe tempo i kurcgalopem zaiwaniam na drugi koniec osiedla, gdzie apteka. Wysapuję prośbę o coś antyhistaminowego i szklankę wody. Łykam od razu dwie tabletki i uspakajam się wierząc, że nie będzie gorzej, nawet jeśli do "lepiej" minie jeszcze trochę czasu.
Po sąsiedzku od apteki odbieram też paczkę, której próby doręczenia nie podjęto, i objuczona takim ładunkiem docieram do domu. Dzienna norma kroków wyrobiona, w paczce okazuje się, że przynajmniej dwa z zamówionych ciuchów są trafione z punkt, więc tyle z plusów.
Co po drugiej stronie bilansu?
Warzywa i aktywność fizyczna to zdrowie? Bynajmniej.
Na szczęście godzinę później opuchlizna odpuściła, więc jestem już całkiem spokojna.
Bo sport to zdrowie, ale pizganie złem to choroba, więc wychodzi na zero. Nie warto wstawać. Ale podziwiam.
OdpowiedzUsuń